Zbrodnie UPA: Opowieść Tomasza Trusiuka
W nocy z 29 na 30 sierpnia 1943 r. od strony Ostrówek długo strzelała w niebo łuna pożaru. Domyślaliśmy się, że gdzieś za Zapolem płoną zabudowania. Nie było słychać strzałów ani tez innych odgłosów świadczących o walce. Byliśmy przyzwyczajeni do nocnych pożarów, które od marca 1943 r. wybuchały tu i ówdzie. Nic też dziwnego, że późno po północy wszyscy ściągnięci z opłotków i pobliskich kolonii warty – poszli spać. Ze snu zostaliśmy obudzeni salwami strzałów, niosących się od strony zarośli i pobliskich lasów: Kokorawca, Byrek, Brzeziny, Obelnika. Poranna poświata, seria wystrzałów, przecinające się w powietrzu smugi pocisków i świadomość zaniedbania własnego bezpieczeństwa paraliżowały ruchy. Wszyscy wybiegli z mieszkań, starając się szukać schronienia. W myślach kłębiły się różne pomysły, a serce zdawało się wołać: „Pagórki przykryjcie nas”.
Pierścień okrążenia złożony z setek Ukraińców zaciskał się coraz szczelniej. Nikt nie był w stanie wydostać się poza obręb własnych opłotków, nie mówiąc już o ucieczce ze wsi.
Najeźdźcy szli pieszo, jechali konno i zapędzali wszystkich na zebranie do szkoły. Przygnano z Brzezin (oddalonych od Ostrówek ponad kilometr) rodzinę Stefana Jurczaka, właściciela kolejnej cegielni. Jadący na koniu Ukrainiec doprowadził do Ostrówek dziesięć osób, w tym ośmioro małych dzieci. Podobnie było też w Woli Ostrowieckiej. W Ostrówkach wszystkich mężczyzn spędzono do szkoły, a kobiety i dzieci do kościoła. Wśród nich były kobiety i dzieci z Woli Ostrowieckiej, które noc z 29 na 30 sierpnia 1943 r. ze względów bezpieczeństwa pędziły u rodzin w Ostrówkach. Miałem wówczas 14 lat z matką i ojcem zostałem zapędzony do szkoły w Ostrówkach. Małe pomieszczenia szkolne nie mogły pomieścić kilkuset osób, dlatego tez Ukraińcy rozkazali nam kłaść się na boisku szkolnym, którego obszar zamykał się w prostokącie o bokach 30×40 metrów. Po krótkiej chwili zmieniono rozkaz i zarządzono, by kobiety i dzieci udały się do kościoła, a mężczyźni do szkoły. Po wydaniu tego rozkazu, szosa od strony Lubomla wszedł do wsi duży oddział UPA. Gdy dotarł w pobliże szkoły, wyszedł mu na spotkanie oficer. Ukrainiec był niskiego wzrostu, krępej budowy ciała, ubrany w niebieski mundur, w czapce okrągłej oblamowanej srebrnym kordonkiem, z pistoletem u boku i w skórzanych rękawiczkach. Był to Maśluk, były policjant w służbie niemieckiej, pochodzący z Połap lub Wilczego Przewozu. Obok niego w stronę kolumny podążało kilku innych Ukraińców ubranych podobnie. Po chwili padł rozkaz: „Pulemetczyki ta bombemtczyki stanowyś!”
Wojsko stanęło posłusznie. Następnie wydano komendę do zajęcia stanowisk wokół szkoły i kościoła. Gdy to uczynili, do wejścia na plac szkolny zbliżył się najstarszy szarżą ukraiński oficer. Stanął przed szkolnym gankiem i z imienia oraz nazwiska zaczął wywoływać Polaków. Gdy wyszli zażądał: „Lachy, widdajte zołoto!” W odpowiedzi usłyszał: „jesteśmy biednymi mieszkańcami wsi i złota nie mamy”. Padło następne żądanie: „Widdajte zroju, jaku majete w waszych chatach i sarajach!”. Odpowiedź była podobna. Zdenerwowany Ukrainiec krzyknął: „Widdajte wse i hodynnyki, a to wseh wybierno!”. Po tych słowach z gardeł około stu pięćdziesięciu osób zgromadzonych w szkole wydobył się płacz i pieśń: „Kto się w opiekę odda Panu Swemu…”. Oprawcy rozkazali zamknąć okiennice, a następnie do wnętrza weszli uzbrojeni Ukraińcy i zaczęli wyprowadzać po kilka osób (od czterech do ośmiu w grupie). Zabranych ze szkoły mężczyzn prowadzili przed sobą, bijąc ich, gdy w szkole zostało zaledwie kilku, oprawcy weszli do środka i strzelili w ich kierunku.
Wśród nich byli: Stefan Trusiuk, Wacław Gryc (lat 14) i Ulewicz. Jednym z pocisków został ugodzony Wacek. Stefan z płaczem w głosie zawołał do Ulewicza: „ Dajmy mu wody !” Usłyszał to stojący w pobliżu Ukrainiec, który krzyknął: „Ne treba, bude pyty swoju krow!” Wywlekli następnie tę trójkę na zewnątrz i za progiem szkoły zabili Wacka, a pozostałych popędzili w stronę zbiorowej mogiły u Ilków. Tam też ich zabili. Gdy szkołę opuściła ostatnia grupa mieszkańców Ostrówek, do wnętrza wbiegli inni oprawcy i zaczęli plądrować pomieszczenia zajmowane przez kierowniczkę szkoły Marię Blat z rodziną. Inny zaś Ukrainiec wspiął się po drabinie, stojącej przy ścianie korytarza, po której wcześniej wszedłem na strych, gdzie ukryłem się i zawołał donośnym głosem : „Je tam kto, wychod, a to szkołu spałym”. Ukraińcy zrealizowaliby swój zamiar, ale przeszkodzili im w tym Niemcy, którzy kolumną jechali od strony Huszczy do Ostrówek. Widząc ich, bandyci zarządzili odwrót. Ucieczkę przyspieszył niemiecki ostrzał. Ukraińcy nie zdążyli wymordować kobiet i dzieci zgromadzonych w kościele. Wyprowadzili zebranych ludzi i popędzili poza cmentarzem parafialnym w kierunku ukraińskiej wsi Sokół, gdzie ich zamordowali.
Po ucieczce Ukraińców z Ostrówek wyszedłem z kryjówki na zewnątrz szkoły. Okazało się, że oprócz mnie w budynku byli ukryci: Aleksander Trusiuk, Aleksander Kuwałek, Czesław Suszko i Bolesław Wasiuk, którzy schowali się w szkolnej piwnicy. Poszedłem następnie do Jagodzina, a stamtąd do Lubomla, gdzie zostałem złapany przez Niemców i wywieziony do obozu przy ulicy Krochmalnej w Lublinie.
Materiały pochodzą z „Na Rubieży” – nr 44/2000