„Szczęście, że zboże było wysokie”. Relacja Stanisława Małeckiego
Według mojego rozeznania i wrażenia od najdawniejszych lat u nas na wsi, jak i w okolicznych wioskach, dużo lepsze warunki bytowe miała zasiedziała tu ludność ukraińska. Przystosowanym od pokoleń, od lat tu gospodarującym – powodziło im się lepiej. Natomiast osadnicza ludność polska, na ogół napływowa – przybywała tu przed pierwszą wojną światową i po niej – miała się gorzej i jej warunki bytowania były trudniejsze. Prawie do samej wojny stosunki pomiędzy ludnością polską i ukraińską były poprawne. Antagonizm, który się ujawniał, zaczął się nasilać tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, a swoją kulminację miał po wkroczeniu na Wołyń Armii Czerwonej. Ukraińcy witali ją z entuzjazmem, wystrojonymi bramami i różnymi powitalnymi hasłami na cześć zwycięskiego komunizmu sowieckiego. Ludność polska w tym nie uczestniczyła.
Na różnych mityngach i zebraniach pojawiły się pierwsze wzmianki o tym, co miało dziać się później – miejscowi pytali przedstawicieli i komisarzy Armii Czerwonej, co mają zrobić z Polakami, przecież ci ich nie witali i są oporni. Ruscy odpowiadali na to przyjaźnie i nawoływali do wspólnej ugody i współpracy. Byłem na jednym z zebrań zorganizowanych przez agitatorów Armii Czerwonej w sprawie organizacji kołchozów, ludność ukraińska nie była wówczas chętna przyjmować Polaków. Na to czerwonoarmista major Lipiński odpowiada pytaniem: „Nu, to co z nimi zrobić?”. Wtedy wstaje jeden z uczestników zebrania, Ukrainiec, i mówi: „Ich weryzaty”. Na te słowa komisarz Lipiński nerwowo zareagował, że tu właść sowiecka i na to nie zezwolą.
Po wkroczeniu Niemców na Wołyń od pierwszej chwili Ukraińcy organizują urzędy i policję ukraińską do współpracy z Niemcami. Młodzież ukraińska ochotniczo garnie się do batalionów pomocniczych służących Niemcom. W tym czasie wyznaczono przez urzędy ukraińskiej władzy kontyngenty składające się wyłącznie z młodzieży polskiej na przymusowe roboty do Niemiec. Pozostałą co zdrowszą i bardziej świadomą polską młodzież gnębiono represjami, nocami aresztowano i mordowano, a było to wiadome, bo do swoich domów już nie wracała. U nas we wsi aresztowano Władysława Iwańskiego, 19-latka, którego odnaleziono w oddalonej o około pięć km wsi Owłoczym. Z kolonii Podświętne aresztowano małżeństwo Śliwów i Adelę Kędzierską, których znalazłem wraz z ojcem na drugi dzień, kiedy szedłem z nim przez las. Miejsce to było zamaskowane spaloną słomą. O odkryciu tym powiedziałem siostrze Adeli, która powiadomiła ich rodziny. Najbliżsi pomordowanych odkopali ich, ofiarom urządzono pochówek na wcześniej wydane przez gminę ukraińskiej władzy zezwolenie. W czerwcu tego samego roku do mojego brata stryjecznego, Józefa Małeckiego, przybyli w celu dokonania rewizji. Penetrowali mieszkanie i zabudowania rzekomo za bronią palną, żądając jej wydania. Ale on broni żadnej nie posiadał. Wynajęli furmankę konną Józefa Kędzierskiego, na której wieźli stryjecznego brata nie wiadomo gdzie, gdzieś w kierunku lasu.
Był czerwiec, zboża już były duże. Furman Kędzierski z góry pod- pędził konie, a brat wykorzystał ten moment i wyskoczył z wozu w żyto. Banderowcy byli zaskoczeni, dlatego nim rozpoczęli strzelaninę, udało mu się kawałek odbiec. Tym sposobem uratował siebie i żyje do dziś w miejscowości koło Hrubieszowa. Dnia 29 sierpnia 1943 roku, przed świtem, napadają na naszą wieś Głęboczycę upowcy, pomagają im miejscowi Ukraińcy. Z soboty na niedzielę byłem na wsi. Wracałem późną nocą do domu. W domu u nas był schron w stodole, którego wejście znajdowało się w przybudówce. W tym schronie było miejsce na cztery osoby. Gdy wróciłem, w schronie był brat Wacław. On, kiedy się obudził, wyszedł na wartę, ja położyłem się w środku.
Już świtało, gdy przybiegł brat i zawołał: „Stasiek wstawaj szybko”. Przybiegł też nasz szwagier, Władysław Szczepański, i powiedział, że widział dużą bandę UPA i chłopów zbliżających się do sąsiada Tomasza Sławskiego. Wyskoczyłem ze schronu i zobaczyłem, że brat Wacław i siostra Karola biegną co tchu w stronę rzeki Turii. Ja wybiegłem za nimi, ale zostałem wówczas ostrzelany. Brat Władysław wciągnął matkę z powrotem do schronu, bo już nie zdążyła wybiec bez zauważenia. Ojciec Eliasz pozostał na podwórku, pojąc przy studni konie. Kiedy banda tam wpadła, jeden z nich bez słowa uderzył ojca siekierą w głowę. Brat Władysław przez szpary ze schronu widział, jak ojciec pada z rozrąbaną głową. Ja pobiegłem za uciekającymi w stronę rzeki. Dogoniłem ich i zaraz się przez nią przeprawiliśmy. Pobiegliśmy w kierunku ukraińskiej wioski. We wsi tej nie dostrzegliśmy chłopów i bez obawy udaliśmy się w kierunku lasu. Brat z matką, Władysławą, doczekali w schronie do nocy. Nocą tą samą drogą, co my, przedostali się do Maciejowa. Koło południa doszliśmy do miasta. Przed miastem zatrzymała się już duża grupa uciekających. Niemiec stał na drodze, pytał się w języku polskim cośmy za jedni. Jeden z naszej grupy, Piotr Zwolański, odpowiedział, że uciekamy przed bandą UPA. Tłumaczyliśmy Niemcowi, że karabin, który mieliśmy ze sobą w grupie, odebraliśmy jednemu bandycie z UPA. Przyszliśmy potem do księdza na plebanię i wyjaśnialiśmy mu, cośmy za ludzie i co się stało. Utworzony przez miejscowych Polaków komitet organizował pożywienie – co kto miał.
W tym samym dniu wieczorem przybyli Niemcy, którym powiedzieliśmy, by otoczyli nas opieką albo dali karabiny do obrony przed bandą UPA. Niemcy wyposażyli nas w cztery karabiny. W przeciągu tygodnia ludzie, którzy uciekli z okolicznych wsi wozami z końmi, zaproponowali Niemcom wyjazd po żywność do swoich domów. Niemcy zorganizowali około 40 wozów konnych – dojechaliśmy nimi do miejscowości Przewały. Tam udało nam się zdobyć jeszcze nierozrabowaną przez Ukraińców żywność, którą zabraliśmy. Po powrocie Niemcy zaproponowali nam zorganizowanie służby pomocniczej „Szucpolicaj”. Aby zdobyć broń, wpisaliśmy samotnych mężczyzn i chłopców. Reszta ludności, rodziny z dziećmi, przy pomocy Czerwonego Krzyża została przewieziona pociągiem do Chełma. Tu rozmieszczono ludzi po różnych majątkach gospodarczych w woj. lubelskim, gdzie oczekiwali końca wojny.
Źródło: Wołyń. Bez komentarza.