Birkenau – miejsce bez adresu…

birkenau-kobietyCiemna noc. W baraku nie podzielonym na izby ani części śpi na dziwnych rusztowaniach około tysiąca kobiet. Ciemność gęsta, pełna oddechów i wyziewów. Koce, których więzień nie ma okazji zobaczyć nigdy przy świetle, wydają się również ciemne. Każdy zawija się w nie jak najszczelniej i czuje wdzięczność za odrobinę ciepła daną znużonemu ciału, lecz jednocześnie mimo woli usiłuje odgadnąć poprzednie przeznaczenie tych koców i doznaje wstrętu. Skulone ciała drętwieją na twardym posłaniu. Jakieś krótkie przebudzenie, nagłe rozdarcie ekranu sennych marzeń bolesną świadomością, że to Oświęcim. Człowiek przygarnia się bliżej jeszcze do swego śpiącego sąsiada — z radością, jeśli jest to ktoś bliski, ze smutkiem, gdy to ktoś obcy lub wrogi. Sen, wierny sprzymierzeniec, spada szybko na śmiertelnie znużonych ludzi, głusząc odczucia. Kto może, śpi mocno snem skondensowanym niejako, całym systemem nerwowym chłonąc wypoczynek. Krótkie są noce w obozie. A trzeba w ciągu nich, leżąc nieruchomo w ciemnej czeluści barłogu, zrzucić z siebie zmęczenie dnia minionego i znaleźć siły potrzebne na dzień następny. W ciszy uśpionego baraku brzmi nieprzerwanie kaskadą wielogłosową kaszel. Czasem ktoś krzyczy przez sen wymawiając w przerażeniu niemieckie słowa, których boi się w ciągu dnia.

Nikt ze śpiących nie słyszy przeciągłych gwizdków na wstawanie, rozlegających się w kilku stronach obozu. Ale już wewnętrzna policja więźniów pełniąca gorliwie służbę w dzień i w nocy daje o sobie znać. Ponure, jękliwe ,,Aufstehen!” (wstać, powstać) niesie się po całym baraku zatrzymując się nad śpiącymi, poparte uderzeniami kija o deski każdej pryczy. Jest zupełnie ciemno. Gdzieś z głębi barłogów rozlega się stłumiony jęk. To ktoś zbudził się i po raz pierwszy tej nocy poruszył zbolałe ciało. Przebudzenie to chwila najcięższa — bez względu na to, czy jest się w obozie pierwsze zaledwie dni pełne rozpaczy, w które co rano na nowo przeżywa się bolesny wstrząs, czy też jest się długo, bardzo długo, gdy każdy poranek przypomina, że brakuje sił, żeby rozpocząć znów dzień taki sam jak wszystkie poprzednie. Nękające „Aufstehen!” rozlega się nieprzerwanie, wreszcie zdenerwowany głos nocnej warty rozstaje się z językiem niemieckim, w którym zna tylko to jedno, źle wymawiane słowo, i przerzuca się na polski, w którym wysławia się biegle i swobodnie:

– Wstając, gnoje pierońskie, inteligencjo przeklęta, wstając! Looos! (jazda) Aufstehen!
Kij tym razem nie poprzestaje na deskach, lecz sięga głębiej, bijąc śpiące kobiety po nogach, ramionach i głowach. Wszczyna się ruch. Posłusznie podnoszą się obudzone, szukają błądzącymi w ciemności rękami butów ukrytych pod siennikiem. Potrącając się nawzajem wdziewają te części odzienia, które zdjęły z siebie na noc. Z przyściennych czeluści, przypominających budową swą katakumby, zaczynają wydostawać się na wąskie przejście, w którym jest już ciasno. Barak może pomieścić tak wiele osób tylko wtedy, gdy znajdują się one na owych rusztowaniach zwanych kojami (u mężczyzn buksami). Gdy schodzą i stają na ziemi, mieszczą się z wielkim trudem. Ale barak nie jest miejscem, gdzie więzień przebywa w ciągu dnia. Sypia tu tylko i wychodzi w kilka minut po gwizdku na wstawanie, by wrócić dopiero wieczorem. W roku 1942 Birkenau (tak zwany Oświęcim II) to pole bagniste, ogrodzone drutami elektrycznymi. Nie ma żadnych dróg, żadnych ścieżek pomiędzy blokami, cały lager pozbawiony jest wody, a równocześnie (do końca zresztą) jakichkolwiek ścieków. Wszelkie brudy, odchody, odpadki leżą cuchnąc i gnijąc. Żaden ptak nie pokazuje się nisko nad Birkenau, choć w ciągu wielogodzinnych apelów więźniowie mają czas wypatrywać. Powodowane węchem czy instynktem ptaki omijają to miejsce. Birkenau oficjalnie nie istnieje. Nie jest wymieniane nigdy w adresie. Sposób budowania tego obozu świadczy, że nie zamierzano tu przetrzymywać ludzi dłużej. Jest to pewnego rodzaju poczekalnia przedkrematoryjna. obliczona na dwadzieścia do trzydziestu tysięcy ludzi. Oto jak powstała:

stajnia-birkenauNa otoczonej drutami łące ustawiono zimą 1941/1942 w dwóch identycznych kompleksach po piętnaście baraków murowanych i po piętnaście drewnianych. Nie położono w nich podłóg ani sufitów, przykryto je tylko dachami, przez które śnieg wnika swobodnie do środka. Na wrotach wisiały metalowe tabliczki z napisem „Pferdestelle” (stajnie) i z zarządzeniami dotyczącymi wypadków zachorowań koni na pryszczycę. Tabliczki takie zachowały się w wielu barakach do ostatniego dnia. Zachowały się także umieszczone na wysokości głowy konia żelazne kółka. W tej części obozu wcześniej niż ludzie zamieszkała śmierć: wielu z przychodzących do budowy więźniów Oświęcimia padło przy pracy i skonało w błocie Birkenau. Początkowo barak drewniany był dla Polaków niedostępny i czas roku 1942 w Birkenau zrósł się z obrazem murowanych baraków. Obserwując strukturę wnętrza baraku murowanego można z łatwością odtworzyć sobie jego pierwotny wygląd. Ciągną się tam cztery rzędy końskich przegród. Są to niewielkie stajenki bez sufitu i ścianki zewnętrznej, poprzedzielane cienkimi ściankami dwumetrowej wysokości. Cztery okienka w dachu i małe okienka w ścianach zewnętrznych oświetlają je skąpo. Dwa rzędy środkowe przegród przylegają do siebie nawzajem, a dwa zewnętrzne — do dłuższych ścian baraku. W ten sposób powstają pomiędzy przegrodami dwa wąskie przejścia dla obsługującego, który idąc ma po dwóch stronach stojące we wnękach konie. Przegród w każdym baraku murowanym jest ponad 50.

Birkenau – miejsce bez adresu…

A oto prosty sposób, w jaki stajnie te przerobiono dla ludzi: W każdą przegrodę wmurowano dwa pomosty drewniane, pierwszy całkiem w górze, na wysokości dwóch metrów, drugi o metr niżej. Pomosty te wykonano ze spojenia belkami dwojga drzwi przyniesionych z okolicznych domów. W ten sposób w każdej przegrodzie powstają trzy legowiska, jedno wprost na ziemi, drugie na wysokości metra, trzecie na wysokości dwóch metrów, a więc w całym baraku jest legowisk ponad sto pięćdziesiąt. Na każdym legowisku mieszczą się dwa sienniki wypchane (przepisowo — w dniu, gdy są nowe) czterema kilogramami wiórków albo trzciny z okolicznych stawów. Na posłaniu takim sypia od sześciu do dziesięciu osób, tzn. na miejscu przeznaczonym dla jednego konia mieszka osiemnaście do trzydziestu osób. W okresach dużego napływu mieści się czasem ponad tysiąc dwieście ludzi w jednym baraku (tj. w jednej sali). Wnętrze baraku przypomina jakiś ogromny kurnik lub króliczarnię. Dolne koje są najgorsze. Mokro w nich i zimno od ziemi, która w dni deszczowe jest w przejściach rozdeptana tak dalece, że grzęźnie w niej obuwie. Jest w nich ciemno; dziesiątki nóg zasłaniają ustawicznie dopływ światła. Nigdy nie można usiąść prosto, bo koje są za niskie. Nocami stada szczurów atakują najniższe legowiska. Koje środkowe są tak samo ciasne, lecz nieco widniejsze. Wprawdzie zabłocony but wchodzącej na górne posłanie trafia często w ciemnościach na głowę śpiącej, lecz za to sienniki są tu suche. Górne koje są widne. Na górnych kojach jest dość powietrza. Tu można nie tylko usiąść prosto, ale uklęknąć, a nawet stanąć. Wprawdzie w dni deszczowe ich zalety znikają wobec prostego faktu, że dach jest dziurawy, niemniej jednak są zawsze uważane za najlepsze. W murowanych blokach nie ma światła, więc ludzie wracający wieczorem z pracy po ciemku wchodzą w swe legowiska podobne do katakumb, po ciemku szukają koców, po ciemku zdejmują z siebie odzież. Jakże ciężko, gdy nie przychodzą paczki żywnościowe, zdobyć się na kupno świeczki od pracujących w magazynach. Ileż razy trzeba sobie odmówić chleba czy margaryny, żeby wreszcie wieczorem, ustawiwszy świeczkę obok siebie, zdjąć koszulę i w tym oświetleniu łapać wszy. Są kobiety, które to robią bez światła po omacku, te jednak poprzestają na wyłowieniu wszy większych, darowując życie małym i gnidom.

birkenau-koje

W głębi ciemnych nor, jak w piętrowych klatkach, przy mętnym świetle tu i ówdzie płonących świeczek, nagie, wychudłe postacie, zgięte w pałąk, sine od zimna, pochylone nad kupką brudnych łachów, z wtuloną w ramiona ogoloną głową, co chwila łapiące chudymi palcami insekty i zabijające je ostrożnie na brzegu koi –to obraz baraku z 1942 roku. Bielizna brudna. Z braku wody nie pierze jej się, tylko oczyszcza z wszy. Kobiety walczą z brudem. Tworzą się specjalne systemy, udoskonalane i stosowane powszechnie. Lecz walka jest bezcelowa. Jak wspomniałam, na posłaniu sypia pokotem obok siebie kilka kobiet. Jeżeli nawet wszystkie one po niezliczonych wysiłkach oczyszczą koce i odzież i doprowadzą swoje legowisko do stanu względnej czystości, cały ich trud idzie na marne w chwili, gdy na blok przychodzi ,,Zugang” (nowo przybyły do obozu więzień albo grupa więźniów) z innego baraku. Jeżeli wniosą wszy, jeżeli wniosą rozpowszechniony w obozie świerzb, to śpiąc pod wspólnymi kocami wkrótce wszystkie są tą klęską dotknięte. I znowu podejmuje się wysiłek od początku. Pomiędzy rusztowaniami legowisk nocna warta z blokową i sztubowymi popychają teraz ludzi przy pomocy rąk i kijów w kierunku drzwi. Gęsty tłum idzie powoli i niechętnie, ociągając się przed wyjściem w wilgotny chłód nocy. Suną wpółsennie, wpółprzytomnie, głowa przy głowie, ramię przy ramieniu. Nie widać, kto jest obok pod powłoką ciemnych łachmanów. Od progu słychać już chlupot błota rozdeptywanego licznymi stopami. Światło gwiazd i księżyca, osłabione blaskiem płynącym od strony drutów na krańcach obozu, oświetla pochylone sylwetki kobiet, z trudem wyciągających z błota nogi poowijane w szmaty. […]

Seweryna Szmaglewska – fragment „Dymy nad Birkenau”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *